misery.fotkoblog.pl
I believe in magic, but not in love.
A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój....
2014-06-12 23:02:55
Włącz muzykę/film
Długo mnie tu nie było, czas w końcu coś dodać. sesja już się kończy i niedługo wyjazd, czekam na to. 2,5 miesiąca zdala od tego miasta, lipcu szybciej! Może macie ochotę coś przeczytać więcej? piszę coś niby książkę, ale to tylko moje bazgroły i przemyślenia, chcecie przeczytać? jak uda Wam się przebrnąć przez ten kawałek to mogę wstawiać więcej, komentujcie i czytajcie :)
,,Jeśli w pewnym momencie widzisz, że coś się skończyło: przyjaźń, która miała trwać wiecznie, miłość, która miała być do śmierci nie osądzaj, że była tylko iluzją, pięknym ulotnym kłamstwem. Jeśli to ciągle w Tobie żyje, tak naprawdę nigdy się nie skończyło. Ono żyje w Twojej pięknie zapakowanej i zamkniętej pod kluczem duszy.
Przyjacielowi, w podziękowaniu za radość tamtych dni…
Może mój Przyjacielu napisać list? Nie, nie to zbyt błahe. Nie lubiłeś tego szczególnie wtedy gdy walczyłam o odrobinę uwagi i zrozumienia. Życie nie napisało pięknego scenariusza tej znajomości, nie było happy end’u. Czy kiedykolwiek mogliśmy liczyć na piękne zakończenie rodem z Amerykańskich filmów? Na szczęście taka nie była nasza relacja. To właśnie dlatego jest dla mnie tak wyjątkowa i ulubiona. Nie spotkaliśmy się przypadkiem wylewając na siebie kubki kawy w korytarzu lub nie potrąciliśmy się na chodniku śpiesząc się do domu. Nie zderzyłam się z Tobą pędząc jak szalona na zajęcia wyrzucając przy tym wszystkie moje notatki, a Ty jako dżentelmen nie pomagałeś mi ich zbierać. Nie było w nas nic szczególnego, a jednak na chwile nasze światy spotkały się by zrobić trochę zamieszania, ale i nauczyć nas jak żyć, jak oddychać życiem i szczęściem.
Dawno nie czułam takiego braku, braku czegoś nieokreślonego, dziwnego poczucia, że jestem potrzebna, kochana, że mam na kogo liczyć. Życie komplikowało się nie raz i nie dwa, Przyjacielu. Nie mam żalu, że nie było Cię wtedy gdy pragnęłam by ktoś, a właściwie Ty złapał mnie za ramiona i powiedział, że czas się wziąć w garść, że powinnam zacząć się uczyć, działać, realizować pragnienia. Brakowało mi tego jak wchodziłeś mi na ambicję zmuszając mnie do działania, bo oczywiście mój wielki, kilometrowy „honor” nie pozwalał mi na to aby dać za wygraną. Wiedziałeś jaka jestem i czego nie znoszę. Wiedziałeś jakie słabości mojego charakteru wykorzystać aby ciągle pchać mnie do przodu.
Może wypadałoby abym przypomniała jak to było zanim się poznaliśmy. Zapomniałeś, prawda? To nic, ja pamiętam. zapamiętałam tak wiele szczegółów, że nie starczyłoby dnia by o wszystkim opowiedzieć. Czyżbym już wtedy wiedziała, że będziesz wyjątkowy? Może już przed naszym pierwszym spotkaniem i rozmową wiedzieliśmy, że będziemy dla siebie ważni, choćby nawet przez małą chwilę? Czy może już wtedy nasze serca rwały się jak szalone na spotkanie, bo czekały przecież tyle na siebie, że lekki podmuch wiatru przyniósł to co było nieoczekiwane nigdy. Sam wiesz, że nie zwracaliśmy na siebie uwagi, nawet nie wiedziałam, że ktoś taki jak Ty może istnieć wśród ludzi naszego miasteczka, gdzie wszyscy znaliśmy się choćby z widzenia. Ale nam coś kazało czekać. Przez tak wiele czasu nasze drogi mijały się jakby nigdy nie miały prawa się skrzyżować, odpychały się niczym magnesy i nie było na to żadnego sposobu… może po prostu Ten na górze wymyślił i specjalnie upodobał sobie właśnie ten czas, to miejsce, nas żeby w tej zwykłości pokazać wyjątkowość? Wyjątkowość Ciebie, mnie? Nie to nie o to chodziło… nie w tym rzecz. Myślę, że chodziło o to by pokazać niesamowitość Boga, przyjaźni, a przede wszystkim jej siły, może nawet siły miłości? Nie wiem, jednego jestem pewna: w tym wszystkim musi być jakiś sens, którego nie pojmuję na dzień dzisiejszy, ale jestem przekonana, że będąc już 80-letnią staruszką, siedząc na bujanym fotelu z dobrą książką lub moją ulubioną poezją, miedzy jednym a drugim wersem uświadomię sobie ten cały zdumiewający plan. Zapatrzę się wtedy w okno i pomyślę o Tobie, Przyjacielu. Przez krótką chwilę zapragnę wiedzieć jak leci Twoje życie, co robisz, gdzie się znajdujesz i co dokonałeś. Może przypominając sobie Twoją twarz, spojrzenie i uśmiech podziękuję Najwyższemu za to, że mi Ciebie posłał. Nie mam już żalu do Niego o to, że odszedłeś… On Cię do mnie poprowadził, albo mnie do Ciebie? Z resztą, co za różnica. Jednak to Ty, właśnie Ty zdecydowałeś się w pewnym momencie odejść, nigdy nie powiedziałeś czemu, nie podałeś powodu, nie zrobiłeś wyrzutów, że byłam taka i owaka. I chyba właśnie to zabolało mnie najmocniej. Cisza. Wiedziałeś jak nie znoszę ciszy, wiedziałeś, że brak wyjaśnienia zaboli mnie bardziej niż milion słów i krytycznych tekstów. Wiedziałeś, że spośród miliona nie poskromionych możliwości odejścia obojętność zaboli mnie najbardziej. Wiedziałeś i w ramach słodkiej zemsty zgotowałeś mi nieprzespane noce spędzone na myśleniu, układaniu scenariuszy, domysłach, nie raz płaczu i wybuchów gniewu. Obydwoje wiedzieliśmy, że to wszystko będzie dla nas tak destrukcyjne, ale przez nasze ugodzone honory nie potrafiliśmy przestać działać destrukcyjnie. Niszczyliśmy wszystko skrupulatnie kawałek po kawałku nie zostawiając miejsca na wyjaśnienia. A może ból który sobie zadawaliśmy stał się pewnego rodzaju słodyczą? Pewnie myślisz, że to popaprane wnioski, ale tak. Myślę, że tak właśnie jest. Wiesz dlaczego Przyjacielu? Czy zacząłeś się już domyślać? Jeśli nie to pozwól, że dziś Ci to wyjaśnię… zemsta stała się słodyczą nie ze względu na to, że zadawaliśmy sobie ból tylko przez to, że paradoksalnie pokazywaliśmy, że jeszcze nam zależy, że tęsknimy i sami nie umiemy się z tym pogodzić a tym bardziej przyznać do tego przed sobą nawzajem."
Miłego czytania i do usłyszenia :)
Komentarze
Dodaj komentarz
Poleć to zdjęcie znajomym
Podaj swój adres e-mail
Podaj adresy e-mail znajomych
Napisz wiadomość
Przepisz kod z obrazka:
Ładnie :))
nela: Ładnie :))
odpowiedz